niedziela, 4 kwietnia 2010

Jak (jeszcze) lepiej opowiadać? (III)

Sporo czasu upłynęło od ostatniej narracyjnej notki. Tym razem krótko (nie wyszło) – o tym, jak z wdziękiem powkurzać graczy.


Pierwotna inspiracja – zasłyszana przed laty opowieść o jednej z dawnych sesji Garnka (swobodnie przerobiona przez moją inwencję, niedoskonałą pamięć i zupełną ignorancję architektoniczną):

Jedna z postaci zwisa ze wskazówki Big Bena (czy co tam w tej chwili odmierza czas w Lyonesse). Wskazówka przesuwa się nieubłaganie, wkrótce wybije godzina szósta i nieszczęśnik nie będzie miał już szansy się utrzymać. Jeszcze pięć minut. Pozostali bohaterowie pędzą do sal Parlamentu, aby uratować towarzysza. Po drodze mijają niewielką kolumnadę, a mistrz gry przyjmuje chłodny wyraz twarzy i z pełnym spokojem informuje, że...

...składa się ona z dwóch regularnych rzędów białych kolumn, każdy po dziesięć sztuk. Kolumny tego rodzaju zostały sprowadzone do Lyonesse w roku 1824 przez akwitańskiego kupca, niziołka Aldourina Volemonta, który zwietrzył interes w handlu zabytkami sztuki eolskiej. Nie spodziewał się, że kolumny obudzą niezwykłe zainteresowanie elfich archeologów. Uważnie badano ich fakturę, kształt podstawy, grawerunek...

...(radosnym tonem) wskazówka znowu się przemieściła. Jeszcze tylko cztery minuty...

...(z entuzjazmem) i kiedy mijacie kolumny, nie sposób uniknąć myśli, że badacze mieli rację. Ta barwa, dzisiaj biała, ale kiedyś przecież kolumna mieniła się wieloma kolorami! Te subtelne motywy roślinne i zwierzęce! Ta sylwetka eolskiego herosa, zmagającego się z mityczną bestią! (rzeczowo) Poza tym trudno nie zwrócić uwagi na niezwykle znaczący detal kapitelu, mianowicie wieniec liści laurowych precyzyjnie wyrzeźbionych z najszlachetniejszego kamienia...


A także niedawny przykład z własnej sesji (ponownie nieco zmodyfikowany, ponownie okraszony niemałą ignorancją florystyczną, co nadaje notce dodatkową wartość, jeżeli będą ją czytać botanicy):

Za chwilę bitwa rozpocznie się na nowo. Potężny orzeł, który wzbił się z gór, przelatuje nad polem walki. Z jego wysokości żołnierze wyglądają jak niewielkie mrówki – tyle że tak liczne, iż roi się od nich cała ziemia. Zwarte szeregi wojsk maszerują w stronę równiny, na której za moment zacznie się rzeź. Rozkazy wykrzykiwane przez dowódców nie dochodzą jednak do uszu orła. On, dumny, unosi się ponad tym wszystkim. Światło słońca odbija się od jego pazurów, gdy leci teraz nad lasem dębów bezszypułkowych...

...a zatem drzew, o których mówi ostatni trzydziestostronicowy raport najznamienitszych królewskich ogrodników. Dąb bezszypułkowy jest od dawna symbolem władzy królewskiej, dlatego jego wyniszczanie przez szkodniki stało się w ostatnich czasach poważnym problemem głowy panującej. Jeden z bliskich doradców monarchy ośmielił się nawet zasugerować sprowadzenie z północnych wysp innych szczepów, ktore zastąpią dęby bezszypułkowe. Jego egzekucja zamknęła usta wszystkim tym, którzy ośmieliliby się poprzeć ten niedorzeczny pomysł. Delegacja druidów zaproponowała, aby królewscy żołnierze opuścili zagrożone lasy, dając druidom możliwość niezakłóconego kontaktu z Naturą, która...


I tak dalej, i tak dalej.


Czy muszę coś dodawać? Może tylko tyle, że ta technika świetnie się sprawdzi na sesjach autoironicznych, postmodernistycznych, intertekstualnych, ludycznych, antyimmersyjnych, nieprzesadnie zaangażowanych – czyli wszystkim tym, co lubimy!

Zaś architektoniczne i botaniczne strony Wikipedii kuszą, kuszą, kuszą, kuszą...


Oryginał – tutaj.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz