niedziela, 4 kwietnia 2010

Znowu o RPG i kulturze popularnej

Czasem mówimy, że jakiś wytwór kulturowy należy do kultury popularnej. Przykładowo – gra komputerowa Wiedźmin. Co to wtedy znaczy? Prawdopodobnie tyle, że dany przedmiot czy tekst zna wiele osób; że czerpią one z niego przyjemność; że odpowiednio często pojawia się w mediach; że jest uwikłany w mechanizmy rynkowe i komercyjne; i tak dalej, i tak dalej.

Jest to jednak pewne uproszczenie. Przydatne, nie ma potrzeby rezygnować z takiego sposobu mówienia – ale i tak uproszczenie. Dlaczego? Przynajmniej z trzech powodów.

Po pierwsze, z fabuły Wiedźmina można zrobić kartkówkę (na studiach: wejściówkę albo zejściówkę). Można katować młodych programistów fragmentami kodu źródłowego w ramach zaliczenia przedmiotu. Można uderzyć kogoś pudełkiem w czoło. Jeżeli uczeń w szkole dostaje jedynkę, bo nie odrobił pracy domowej z Harry'ego Pottera, to czy dla niego książka o Harrym nadal jest kulturą popularną? Miała dawać przyjemność, a chyba daje coś innego?

Po drugie, chyba nikt nie ma wątpliwości, że gry fabularne należą (jeżeli nie w całości, to w znakomitej większości) do kultury popularnej. Bo też do jakiej innej miałyby należeć? Ale z drugiej strony nie są przecież zbyt często obecne w mediach? I czy liczba osób, które znają RPG (zwłaszcza z własnego doświadczenia, choć nie tylko), jest rzeczywiście wystarczająco duża?

Po trzecie, jeżeli kultura popularna to konkretny wytwór (przedmiot, tekst, ale i tradycja czy obyczaj), to jakie cechy musi spełniać, żeby być kulturą popularną? Konkretnie, po kolei? Czy dzieła Szekspira należą do kultury popularnej (jeszcze w XIX wieku chodzono na nie po to, aby się pośmiać), czy wysokiej, a może nawet akademickiej (słyszałem, że w Anglii istnieje osobny kierunek studiów poświęcony wyłącznie Szekspirowi)? Co z filmami Quentina Tarantino? Co z komiksowymi Strażnikami?

Pytania, pytania, pytania. Co jest zatem kulturą popularną? Konkretny tekst, przedmiot, wytwór?

A może raczej użytek, który z danej rzeczy robimy?

O kulturze popularnej można mówić przynajmniej w dwu znaczeniach. Pierwsze zakłada, że jakiś przedmiot jest jej częścią sam w sobie, dzięki jakimś stałym cechom (tylko jakim?). Drugie mówi, że charakter popularny ma nie sam przedmiot, ale to, co konkretny człowiek z nim w danej chwili robi. Bo jedno i to samo dziecko może w pierwszym tygodniu czytać Harry'ego dla przyjemności, a w drugim dowiedzieć się, że będzie z niego miało kartkówkę.


Tyle przemyśleń. Właśnie streściłem jeden z problemów, z którymi przynajmniej od kilku dekad mierzą się socjologowie i kulturoznawcy. Czy ma on jakieś znaczenie praktyczne, oprócz tego, że wiedza o tym pozwala troszkę bardziej precyzyjnie opisywać rzeczywistość?

Ano ma. Najpierw dygresja (choć nie do końca): gdy spojrzymy na to nieco szerzej, to okaże się, iż podobny problem dotyczy całej kultury. Kiedy mówimy "kultura", zbyt często mamy na myśli wyłącznie kulturę materialną; zbyt często także powstaje wrażenie, jak gdyby każdy człowiek z danym przedmiotem robił dokładnie to samo co inni. A tymczasem Indianie oglądają westerny do połowy, bo wtedy jeszcze wygrywają; jeepy dla Melanezyjczyków stają się symbolami religijnymi; coca-cola w Rosji bywa symbolem amerykańskiego imperializmu.

Przechodząc zaś do bliskich memu sercu gier fabularnych (to musiało nastąpić): stwierdzenie, że "RPG należą do kultury popularnej", to na dobrą sprawę metafora. Jeżeli chcieć ją uściślić, znaczy tyle: "większość ludzi gra w erpegi dla przyjemności" (i tu można by dalej dopisywać inne cechy kultury popularnej, ale przyjemność jest najmniej kontrowersyjna). Ale to nie jest jakaś boska natura gier fabularnych (nadana przez demiurga Gygaksa), której żaden tytan nie może zmienić – tylko to, co zazwyczaj się z nimi robi. Oczywiście, jednym z podstawowych powodów tworzenia RPG jest przyjemność graczy (przekładająca się na zarobek autorów) i łacno to widać... Ale westerny też są tworzone dla białych, nie dla Indian. A tymczasem okazuje się, że Indianie (niektórzy, czasami) znaleźli własny sposób ich oglądania.

Gry fabularne można wykorzystywać w ramach kultury akademickiej, czyli badać je naukowo (i tak się robi). Ba, o zgrozo, niektórzy ośmielili się je traktować tak, jakby były sztuką! (Co nie znaczy, że sztuką obiektywnie są). A skoro czerpanie z gier przyjemności nie należy do ich boskiej natury – to może nawet warto pokusić się o heretycki pogląd, że takie użycia RPG nie są grzechem?


Oryginał – tutaj.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz